Najnowszą odsłonę cyklu Kultura na weekend poświęcamy Céline Dion. Czyli prawdziwej diwie, jednej z najpopularniejszych i najbardziej cenionych wokalistek w historii, zdobywczyni wielu prestiżowych nagród, w tym Oscara czy Grammy. 26 czerwca 2024 światło dzienne ujrzał film dokumentalny „Jestem: Céline Dion”, w którym gwiazda niejako spowiada się swoim fanom oraz fankom. Po raz pierwszy dzieli się doświadczeniami i tak szczerze mówi o trwającym 17 lat cierpieniu spowodowanym chorobą. 

Poruszający film dokumentalny „Jestem: Céline Dion” już dostępny

Za reżyserię poruszającego do cna filmu odpowiada Irene Taylor, która w 2009 roku została nominowana do Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny „The Final Inch”. Tworząc „Jestem: Céline Dion”, skupiła się przede wszystkim na tym, jak zmieniła się codzienność gwiazdy, gdy zdiagnozowano u niej zespół sztywnego człowieka. To bardzo rzadka choroba. Dotyka średnio jedną osobę na milion. Utrudnia codzienne funkcjonowanie i może być naprawdę niebezpieczna. Już zwiastun produkcji sugerował, że będziemy mieli do czynienia z niezwykle przejmującym materiałem. I rzeczywiście tak jest.

„Jestem: Céline Dion” – recenzja

Choć w dokumencie pojawiają się różne osoby (np. nastoletni synowie artystki oraz jej współpracownicy), twórczynie i twórcy opierają się wyłącznie na wypowiedziach Céline Dion. Przedstawiają jej perspektywę. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że główna zainteresowana całą sprawą wzięła odpowiedzialność za swoją historię. To ona wyjaśnia, dlaczego odwoływała koncerty i jaki miało to na nią wpływ. Mówi o swoich emocjach. Zdradza szczegóły oraz przebieg choroby. Czuć, że nikogo nie udaje. Stawia na stuprocentową szczerość ze swoimi odbiorcami i odbiorczyniami, jak również z samą sobą. Naprawdę tęskni za muzyką, koncertami, sceną, blaskiem fleszy. Za swoim dawnym życiem. 

Piosenkarka zaprasza nas do swojego domu, gdzie spędza teraz najwięcej czasu. To właśnie tam odpoczywa, a także poddaje się różnym formom leczenia. Z jednej strony luksusowa posiadłość to jej oaza, bezpieczna przestrzeń, z drugiej – klatka. Zabiera nas również do studia i do magazynu, w którym przechowuje kostiumy sceniczne oraz inne pamiątki związane z jej działalnością artystyczną. Wspomina dzieciństwo i ukochaną mamę, która jej zdaniem zasługuje na miano superbohaterki, a także najpiękniejsze momenty w swojej karierze. Przyznaje, że podczas niektórych koncertów musiała „oszukiwać” swoich fanów i fanki. Udawała, że ma problemy techniczne z mikrofonem albo schodziła ze sceny, by zmienić kostium, a tak naprawdę odwrócić uwagę od widocznych objawów choroby i tego, że – po prostu – nie daje rady.  

fot. materiały prasowe

Céline Dion opowiada swoją historię bez makijażu, bez filtrów. Występuje w filmie w piżamie albo grubych, miękkich skarpetach. Nie unika zbliżeń. Nie boi się widocznych zmarszczek i siwych włosów. Mimo to bije od niej pewność siebie. Ma w sobie ten rodzaj klasy, którego nie da się nauczyć. Z tym trzeba się urodzić. Nie każda (nie tylko) znana osoba zdecydowałaby się na coś takiego. Jednak i tak najwięcej odwagi wymagała od artystki scena z atakiem. Ta, w której widać, że całkowicie traci kontrolę nad swoim ciałem, nie może poruszać się ani mówić, potrzebuje pomocy. Przemawia przez nią ból, strach i cierpienie. 

Finał jest uderzający. Przypomina nam, że gwiazdy, które znamy ze sceny, wysokobudżetowych produkcji, pierwszych stron gazet, to także ludzie. Z krwi i kości. Kruche istoty. Choć ich życie może wydawać się idealne, nie omijają ich tragedie. Wobec nich wszyscy jesteśmy równi. 

Zobacz także:

Gdzie oglądać film o Céline Dion?

Trwający 102 minuty film dokumentalny „Jestem: Céline Dion” jest dostępny online. A konkretnie w serwisie streamingowym Prime Video. Uwaga, produkcja zawiera wątki medyczne i emocjonujące sceny, które mogą okazać się za trudne dla niektórych widzów i widzek.