Czterdzieści lat temu cenzorzy zatrzymali druk książki Hanny Krall "Sublokatorka". Nie spodobało im się, że jednemu z bohaterów prochy zamordowanych na Majdanku Żydów połączyły się z prochami czterdziestu polskich oficerów rozstrzelanych przez NKWD.
Po 40 latach od tamtych wydarzeń, kiedy pojęcie sublokatorstwa wymyślone przez Krall w kontekście ocalałych z Zagłady stało się kategorią naukową, Znak publikuje książkę z posłowiem Natalii Judzińskiej, inicjatorki grupy dokumentującej wydarzenia na granicy białoruskiej. Autorka posłowia pokazuje, że podział na los jasny i ciemny, lepszy i gorszy istnieje wśród migrantów na naszych granicach, w domach dziecka dla uchodźców. Ciągle pojawiają się nowi skazani na gorszy los.
Pracowała jako reporterka "Polityki", "Życia Warszawy". W latach 60. pisała korespondencje z Rosji, które wydała w tomie "Na wschód od Arbatu", hit czytelniczy początku lat 70., wykrawający obraz ZSRR z propagandowej ramy.
W stanie wojennym, kiedy wyrzucono ją z pracy, pisała reportaże do pisma dla wędkarzy. Czy można coś niecenzuralnego przemycić w tekstach o rybach? Można. "Smutek ryb" to jedna z najciekawszych reporterskich książek o beznadziei lat 80.
Krall zapuszcza się w rejony nieoczywiste dla reportażu, dopytuje o sny, łączy fakty z pozoru odległe, które prowadzą ją w głąb faktów.
Reporterka w swoim dochodzeniu jest nieustępliwa. Nie chodzi o to, kto zabił. W tej historii wiemy to od początku. Gdzieś najgłębiej w jej detektywistycznym węszeniu tkwi pytanie o sens życia i śmierci
Kiedy w 1977 roku opublikowała reportaż "Zdążyć przed panem Bogiem" o Marku Edelmanie, ostatnim przywódcy w getcie, było oczywiste, że to ustawienie głosu dla reporterskiego pisania o Zagładzie. Miron Białoszewski w krótkich, urywanych równoważnikach zdań wyrzucił z siebie "Pamiętnik z powstania warszawskiego". Bogdan Wojdowski w przesiąkniętej mrokiem powieści "Chleb rzucony umarłym" zapisał codzienny strach tropionych Żydów. Krall to samo osiąga w reportażach. Pisze bez sentymentalizmu, bez ozdobników, z siłą czającą się w szczegółach, które prowadzą do prawdy lub jej wersji zapisanej w pamięci bohaterów. Zagłębia się w odnogi czasu przed i po Zagładzie, tropi ślady zgładzonych, żeby zapisać ich imiona, ocalić okruchy z niedokończonego życia.
Jasny los, ciemny los
"Sublokatorka" to przypadek szczególny w twórczości Krall. Powieść bez fikcji, jeśli oczywiście za fakt uznamy wymienność losów dwóch bohaterek Marii i Marty, ciemnej i jasnej. Marta, żydowska bohaterka "Sublokatorki", zazdrości Marii, której rodzina ją ukrywała i innym polskim bohaterom pięknych mieszkań, kulturalnych rozmów, herbowych dziadków, ojców w AK, a nawet śmierci. Krystyna Krahelska, autorka pieśni "Hey, chłopcy, bagnet na broń", wysoka, piękna blondynka, zginęła od strzału w plecy wśród kwitnących słoneczników. Tymczasem w getcie oszalała z głodu Rywka Urman była bliska, by zrobić coś strasznego z ciałem swojego zmarłego dziecka. Niby jesteśmy równi wobec śmierci, ale śmierć nie traktuje nas równo. Dziadek Jerzego Stuhra, ulubionego aktora Krzysztofa Kieślowskiego, był prawnikiem na UJ i z pochodzenia Niemcem. Kiedy Niemcy aresztowali profesorów uniwersytetu i wysłali ich do Oświęcimia, pojechał razem z nimi. Zaalarmowany przez rodzinę komendant obozu chciał go uwolnić, przepraszał za pomyłkę, częstował koniakiem. Ale przodek Jerzego Stuhra podziękował i zdecydował się zostać w Oświęcimiu. Wybrał polskość. Dziadek Krzysztofa Kieślowskiego budował sracze. Z punktu widzenia Marty niezła biografia. Ale nie do końca. Jego dziadkiem był premier Sławoj-Składkowski, który postawił sobie za honor zabudowania Polski sławojkami. O takich dziadkach Marta i reporterka mogą tylko pomarzyć. Hanna Krall niechętnie opowiada o swoim doświadczeniu Zagłady. Zaszyfrowuje swój los w postaci dziewczynki, która pojawia się w "Sublokatorce". Sporo było ciemnych dziewczynek, które trafiły do getta, błąkały się po polskiej prowincji albo ukrywały się za szafą w wielkich mieszkaniach po aryjskiej stronie. Po wojnie, w żydowskim domu dziecka ten sposób przetrwania okaże się mało efektowny, wręcz luksusowy w porównaniu z doświadczeniem Jakubka, który przeżył jako dziewczynka i dopiero w domu dziecka dowiedział się, kim jest, czy z Anusią, która całą wojnę przesiedziała w grobowcu, albo z dziewczynką, która nie wiedziała, że wojna się skończyła, bo ukrywający ją gospodarze chcieli mieć nadal darmową siłę roboczą.
Kiedy do reporterki przychodzi list od człowieka, który wie, jak umarł major Krall, ta rzuca się tropem jasnego losu. Dobrze wie, że jej ojciec zginął zagazowany na Majdanku. Co roku wraz z matką nielegalnie składają kwiaty w trzech komorach gazowych, bo nie wiadomo, w której go zamordowano. To może być obraz z życia reporterki. Jej matka postanowiła, że przeżyją. Musiała być silna i zaradna, więc po wojnie mogła nielegalnie składać kwiaty w komorach gazowych. Przeżycie wymagało wielkiego wysiłku, ale życie po przeżyciu też domagało się skupienia i energii. Nie można jej było trwonić na grzebanie się w smutku. Krall wyobrażony los swojego jasnego ojca dokumentuje pieczołowicie. Major Krall mógł być w grupie oficerów AK, których zabrało NKWD i pułkownik Bernard Rajnicz, trzeci najważniejszy bohater "Sublokatorki", komunista żydowskiego pochodzenia, nigdy więcej ich nie zobaczył. To jemu śmierć skojarzy się z prochami Żydów zamordowanych w Majdanku. A to skojarzenie oznaczało zrównanie totalitaryzmów brunatnego i czerwonego. Bernard, ubogi żydowski dzieciak ze Lwowa, wybił się dzięki niezwykłym zdolnościom i wierze w ideę nowego, komunistycznego świata. Zrobił karierę w wojsku i w partii, naiwnie ufając, że jest po stronie dobra. Kiedy w 1944 roku na Lubelszczyźnie palił papierosy z grupą oficerów AK, był szczęśliwy, że wreszcie należy do jasnych. Próbuje bezskutecznie pozyskać ich dla komunizmu. Następnego dnia już ich nie było. Zabrało ich NKWD. Nie obronił ich. Po wojnie zadzwoni do niego kolega, wysoki urzędnik z aparatu bezpieczeństwa, i poprosi, żeby zeznawał w procesie przeciwko oficerom AK. Bernard poszedł i zeznał zgodnie z prawdą. Ale prawda nie była potrzebna towarzyszom. Bernard musiał odejść. Jako wybitny matematyk zajął się wpływem przypadku na los człowieka. Przez przypadek można zginąć, ale przeżyć na pewno nie.
Wzór kultury
W "Sublokatorce" Krall myli tropy. Raz jest Marią, raz Martą, jak to w wyobraźni albo w sublokatorstwie. Ich życia się przeplatają, ale oddziela mur pochodzenia. Zainspirowane książką naukowczynie Joanna Tokarska-Bakir i Elżbieta Janicka definiują sublokatorstwo jako wzór kultury polskiej opartej na dominacji i przemocy. Krall doprecyzowuje definicję, mówiąc, że to brak przywilejów Innych. W tej relacji musi istnieć gospodarz i sublokator. Marta jest sublokatorką. Można ją rozpoznać po złośliwej ironii wobec jasnych. Gdy wybucha powstanie warszawskie, Marta jest szczęśliwa, bo teraz Niemcy polują na wszystkich, nie tylko na Żydów.