List sprzed pięciu lat wzbudził emocje w obozie Zjednoczonej Prawicy. Po pierwsze może kosztować PiS spore pieniądze, a po drugie w partii narasta nieufność. Sprawdziliśmy nastroje w formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Nie jest zaskoczeniem informacja, że wiedza o wykorzystywaniu Funduszu Sprawiedliwości w kampaniach wyborczych była w PiS powszechna. Przynajmniej od pierwszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, który został wysłany do premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego, wszyscy w PiS wiedzieli, po co Solidarnej (obecnie Suwerennej) Polsce jest Fundusz Sprawiedliwości.
Pierwsze artykuły o Funduszu pojawiły się w 2018 r. Prezes musiał więc czytać o tym, po co ziobrystom pieniądze z Funduszu, zwłaszcza po zmianie prawa w 2017 r., które doprowadziło do tego, że właściwie można było z niego kupić wszystko. Wróćmy jednak do ujawnionego przez "Gazetę Wyborczą" listu, który znalazł się w rzeczach zarekwirowanych u byłego wiceministra.
Prezes PiS Jarosław KaczyńskiFoto: Jacek Szydlowski / Forum
"Zwracam uwagę Pana Ministra, że przypadki, o których już w tej chwili mówi się w środowiskach naszej koalicji, o ile są prawdziwe, mogą przynieść fatalne skutki zarówno z punktu widzenia przebiegu kampanii, jak i ze względów związanych z jej rozliczeniem przed Państwową Komisją Wyborczą. Zmuszony jestem też stwierdzić, że w razie niezastosowania się do sformułowanego w piśmie zalecenia, pełna odpowiedzialność polityczna, a najprawdopodobniej także w innych wymiarach, będzie spoczywała na Panu" — miał pisać prezes Kaczyński do ministra Zbigniewa Ziobry.
Najwyraźniej Ziobro list przekazał nadzorującemu Fundusz Marcinowi Romanowskiemu. Wniosek o uchylenie Romanowskiemu immunitetu już jest w Sejmie i izba zajmie się nim na posiedzeniu w dniach 11-12 lipca. To jednocześnie wniosek o zatrzymanie posła w areszcie z uwagi na możliwość mataczenia.
Po pierwsze PiS w poprzedniej kadencji uzyskało prawie 100 mln zł subwencji z budżetu państwa, a w obecnej będzie to podobna kwota. Z listu Kaczyńskiego wynika, że prezes doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kampania jest finansowana "z bocznej kieszeni" i że udział środków z Funduszu może wzbudzić wątpliwości Państwowej Komisji Wyborczej. Nie wzbudził, bo PKW nie za bardzo chciała się przyglądać wydatkom PiS, ale skład komisji — przynajmniej częściowo — zmienił się po wyborach i teraz może mieć znacznie więcej chęci do sprawdzania rachunków z kampanii wyborczych.
Trzeba pamiętać, że po drodze była jeszcze jedna kosztowna kampania do Sejmu. PiS w zeszłym roku wydało prawie 40 mln na wybory do parlamentu. W tej kampanii udział pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości był jeszcze większy niż w poprzedniej. Gdy pojawiły się pierwsze wnioski o zdjęcie immunitetu w sprawach związanych z Funduszem i zatrzymane zostały pierwsze osoby, w PiS pojawiły się wątpliwości, czy to nie zaszkodzi partii. Nie chodziło o wizerunek, bo PiS jest przekonane, że wyborcy sprawą się nie przejmą, ale właśnie o pieniądze.
Od tygodni PiS ma problem z Suwerenną Polską i zastanawia się, czy "porzucić ich przy drodze, czy przytulić do serca". Trwają rozmowy o połączeniu ugrupowań, ale każde takie zdarzenie sprawia, że są one coraz trudniejsze.
— 100 baniek za 20 gości z potencjalnymi wyrokami to trochę sporo, nie sądzi pani? — ironizują nasi rozmówcy.
Rzeczywiście drogo ten związek wychodzi, ale jednocześnie pojawia się element nieufności w samej Suwerennej Polsce. Niektórzy z naszych rozmówców z partii Ziobry mówią — odnosząc się do partyjnych kolegów — że "oni rzeczywiście używali tego Funduszu i byli ostatnio przestraszeni". Chodzi o grupę największych beneficjentów wypłat z Funduszu.
Nasi rozmówcy mówią, że akurat kiedy w Suwerennej Polsce trwa rozglądanie się za drogą ucieczki i przynajmniej kilku jej członków rozważa przejście do PiS bez oczekiwania na połączenie obu środowisk, pojawiają się kolejne problemy.
To niejedyny problem, jaki PiS ma z rozliczeniem kampanii. Parę tygodni temu Adam Szłapka złożył do PKW wniosek o stwierdzenie, czy zgodne z prawem było finansowanie ostatniej kampanii PiS, w której wykorzystano środki z Ministerstwa Rodziny przeznaczone na pikniki 800 plus.
Ministerstwo Klimatu zamierza się przyjrzeć środkom z Lasów Państwowych, które także szły na kampanię polityków Suwerennej Polski. Wątpliwości co do finansowania kampanii Prawa i Sprawiedliwości jest tak wiele, że PiS naprawdę może mieć poważne kłopoty. A jak dobrze wie Polskie Stronnictwo Ludowe, które w efekcie zakwestionowania rozliczenia kampanii musiało sprzedać własną siedzibę i latami spłacać długi, można robić politykę bez mediów, bez ludzi, a nawet bez wyrazistych polityków, ale nie da się tego robić bez pieniędzy.