Jarosław Kaczyński nie daje Polakom odpocząć od polityki. W sobotę wystąpił na konwencji PiS w Pułtusku i w swoim wystąpieniu podsumował pół roku rządów koalicji 15 października. Kaczyński nadal jest Kaczyńskim, ale ujawnił trzy ważne rzeczy.
To, co powiedział, nie było zaskoczeniem dla nikogo, kto śledził wystąpienia prezesa w ostatnich miesiącach: rząd nie panuje nad granicą, realizuje interesy zewnętrzne i dlatego wygasza takie inwestycje, jak CPK, reformuje edukację tak, by ogłupić Polaków, gwałci konstytucję i rządzi wyłącznie przy pomocy prawa siły.
Oprócz tej przewidywalnej tyrady na gabinet Tuska Kaczyński zapowiedział jednak trzy istotne rzeczy.
Inicjatywa z referendum wyjaśnia, po co PiS były rasistowskie filmiki i kampania mająca przestraszyć Polaków tym, że na ulicach polskich miast pojawiają się osoby o innym kolorze skóry niż biały, która odpalona została zaraz po eurowyborach, na początku politycznych wakacji. Jak widać, ma to być to pierwszy akord w kampanii na rzecz organizacji referendum, którą PiS będzie chciał zapełnić polityczną jesień.Nie wiemy, jakie miałyby być pytania, ale Kaczyńskie zapowiedział, że celem referendum ma być wyrażenie "żądania wypowiedzenia paktu migracyjnego".
Do ogłoszenia referendum nie wystarczy zebranie największej nawet liczby podpisów. Decyduje o tym Sejm, ale żeby w ogóle zajął się rozpatrzeniem obywatelskiego wniosku w sprawie referendum, trzeba zgromadzić 500 tys. podpisów. To dużo, ale partia o takich strukturach jak PiS powinna bez problemu zebrać wystarczającą liczbę.
Sama zbiórka, jak pewnie liczy Kaczyński, wyzwoli korzystną dla PiS dynamikę polityczną. Prezes bardzo wyraźnie chce obsadzić Tuska i jego rząd w roli "obrońców migrantów", który tylko udaje, że broni przed nimi polskich granic. W Pułtusku już pojawiły się argumenty, jakie PiS będzie powtarzał w kampanii przedreferendalnej: rząd i nielegalnie przejęta przez niego prokuratura nęka żołnierzy pilnujących naszych granic i nie panuje nad sytuacją, a do tego toleruje podrzucanie nam migrantów przez niemieckie służby graniczne i obecność przy wschodniej granicy "finansowanych z zewnątrz" aktywistów. Kaczyński będzie też zapewne przekonywał, że Tusk zagłosował przeciw paktowi migracyjnemu, ale nic realnie nie zrobił, by go zablokować.
Przedłożenie Sejmowi wniosku o nowe referendum byłoby niewygodne dla nowego rządu. Gdyby został on odrzucony, to mogłoby to uwiarygodnić wśród części wyborców przekaz PiS, że Platforma chce, wbrew swojej retoryce, sprowadzać do Polski migrantów. Referendum byłoby też ryzykiem dla PiS. Gdyby – co bardzo prawdopodobne – okazało się nieważne ze względu na frekwencję, to migracyjna polityczna bomba znów okazałaby się kapiszonem, jak w październiku. Jeśli jednak PiS wygrałby ważne referendum, w którym Polacy opowiedzieliby się za wypowiedzeniem paktu migracyjnego, to wywołałoby to potężne europejskie komplikacje dla rządu.
Jeśli prezes wytrwa w tym założeniu, to kandydatem nie będzie ani Mateusz Morawiecki, ani nikt, kto w latach 2015-23 pełnił jakiekolwiek eksponowane funkcje w państwie. Innymi słowy, PiS postawi na wariant Dudy bis. Jak można się domyślać, kandydat z 2025 r. będzie silniej przesunięty w prawo, tak by móc przyciągnąć elektorat Konfederacji.
Kto miałby być tym nowym Dudą? Kaczyński zapewnił, że kandydatów na kandydata na prezydenta jest mnóstwo i podkreślił, że "wszystko to są kandydaci nasi", a partia nie poprze nikogo wskazanego z zewnątrz. Co oznacza, że prezes Kaczyński wykluczył też wariant poparcia przez partię np. kogoś wysuniętego przez prezydenta Dudę, niezwiązanego bezpośrednio z PiS.
Ciekawe jak ta decyzja Kaczyńskiego zostanie odebrana w partii. Zwłaszcza przez premiera Morawieckiego i jego otoczenie. Morawiecki wyraźnie dawał do zrozumienia, że widzi siebie w Pałacu Prezydenckim.
Wszystkie zapowiedzi powinny budzić niepokój opinii publicznej. Nie ma nic złego w proponowaniu zmian konstytucji, bo konstytucje w demokratycznych systemach mają to do siebie, że są otwarte na zmiany. Pytanie, jakie zmiany i w jaki sposób będzie chciał wprowadzić Kaczyński.
Można mieć obawy, że skoro Kaczyński uznaje, że znajdujemy się w "próżni konstytucyjnej", to może wyciągnąć z tego wniosek, że konstytucyjny porządek – skoro i tak nie obowiązuje – może zmienić w swoim stylu, "bez żadnego trybu". Biorąc pod uwagę, że najbardziej oburza go to, że stracił władzę nad telewizją i prokuraturą, można zgadywać, że nowa ustawa zasadnicza PiS zadba przede wszystkim o to, by władzę partii zabetonować na konstytucyjnym poziomie.
Na razie nie wiemy, co znajdzie się w projekcie konstytucji sygnowanym przez PiS, a droga do jego wprowadzenia w życie jest ciągle długa. Możemy za to być pewni, że nawet jeśli w tym roku będą jakiekolwiek polityczne wakacje, to tuż po ich zakończeniu ruszy wyjątkowo brutalna, pełna szczucia na migrantów i otwarcie rasistowska kampania.