— O co chodzi prezesowi?
Polityk PiS bliski Nowogrodzkiej mówi "Newsweekowi": — Lepiej stracić Małopolskę niż partię. Jarosław Kaczyński nie chce, aby partia zupełnie straciła sterowność. Przecież jeśli się odda decyzję jednym buntownikom, to zaraz będzie ich więcej. Ugięcie się przed buntownikami to byłby sygnał, że kolejne bunty mają szanse powodzenia. Żadna instytucja nie może być rządzona przez mniejszość.
Straty w terenie są więc wliczone. Priorytetem jest partia.
— Jeśli się rządzi z przewagą jednego, dwóch mandatów, to zawsze ktoś przychodzi i mówi "chcę stanowisko albo sp*******". Poganiamy takich szantażystów. Nie można im ulegać — dodaje nasz rozmówca.
A władza w Małopolsce nie jest ważna?
— Panie redaktorze, samorząd to nigdy nie był priorytet prezesa.
Inny rozmówca z tego obozu uzupełnia: — Tu nie chodzi o Łukasza Kmitę, ale o autorytet Kaczyńskiego.
Małopolska wymyka się prezesowi
A ten autorytet już ucierpiał. Wola prezesa nic nie znaczy dla kilku radnych w Małopolsce. Taka zniewaga wymaga krwi. Prezes zawiesza i docelowo będzie wyrzucał buntowników z partii. Z kolei Małopolska lada dzień może wypaść z rąk PiS. Scenariuszem optymistycznym dla PiS są ponowne wybory w województwie, ale i on ma wadę.
— Wcześniej wszedłby do urzędu komisarz wskazany przez rząd. Jeśli wejdzie tu komisarz od Donalda Tuska, to zaczną przetrząsać papiery i będą grillować PiS w kampanii — mówi kolejny informator z prawicy.
Mało kto rozumie, o co chodzi w Małopolsce. Ale w telegraficznym skrócie to, co wyniknęło z ostatnich wyborów, wygląda tak: w sejmiku Małopolski jest 39 radnych, w tym 21 z PiS, 12 z Koalicji Obywatelskiej, a sześcioro z Trzeciej Drogi. PiS w minionej kadencji miało w Małopolsce władzę. W ostatnich wyborach samorządowych zdobyło (21 na 39) samodzielną większość. Nic tylko brać władzę i rządzić. Zwłaszcza że przed kwietniowymi wyborami w centrali PiS na Nowogrodzkiej długo trzęsiono spodniami w obawie przed utratą Małopolski. Teraz — mimo wyborczego sukcesu — partia może z własnej winy stracić ten region.
— To, co oni tu od******, jest niewiarygodne — słyszymy od osoby z kręgu małopolskiego PiS.
Ludzie PiS kontra ludzie PiS
W Małopolsce grunt dla wojenek domowych jest żyzny, bo tam — jak mówią — pamięta się wszystko. Historie sprzed lat, które w Warszawie są nieznane bądź lekceważone, mają dla lokalnych polityków znaczenie godnościowe. Jedna z takich historii dotyczy radnego Piotra Ćwika, buntownika zawieszonego w PiS, a jednocześnie wiceszefa kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. W 2020 r. Ćwik jako ówczesny wojewoda małopolski uczestniczył w spotkaniu w sprawie sprzeciwu wobec likwidacji kopalń. Grupa polityków PiS z frakcji Beaty Szydło pisała alarmistyczny list do ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego. Wieść o tym — takie przekonanie ma Ćwik — zaniósł Morawieckiemu Łukasz Kmita, przez co premier momentalnie zdymisjonował Ćwika. Odwołany wojewoda dowiedział się o tym, gdy maszerował w pielgrzymce do Częstochowy. Stracił pracę, co życiowo było dla niego bardzo trudne. I jak mając taką zadrę, ma głosować na kogoś, kogo uważa za Brutusa?
Nic nie dają wezwania prezesa Kaczyńskiego, żeby poprzeć Kmitę. Zrobił to w czasie zaimprowizowanej rozmowy przez telefon, gdy twardo przekonywał radnych, ale nie złamał ich oporu. Bunt więc trwa i się zaognia.
Ale ma on też humorystyczny aspekt. Otóż wrogowie Kmity układają nawet wiersze i memy, które potem wpuszczają w sieć. Oto próbka:
Walczy dzielnie Łukasz Kmita
Jeszcze mu nie zmiękła kita
Jeszcze kąsa, jeszcze fika
Bo pokonał Piotra Ćwika
Ma nadzieję Łukasz Kmita
Propagandą bańka zryta
Myśl mu snuje piękną całkiem:
"Łukasz, będziesz feldmarszałkiem!"
Kaczyński stawia na Kmitę
Można się śmiać, ale Łukasz Kmita nie jest byle kim w obozie PiS, ma zaufanie Ryszarda Terleckiego, Mateusza Morawieckiego i — co najważniejsze — Jarosława Kaczyńskiego. O tym, że Kmita jest kandydatem centrali PiS na marszałka Małopolski, zdecydował osobiście prezes PiS. Kaczyński uważa Kmitę za polityka bardzo zdolnego i perspektywicznego, reprezentanta młodej generacji. Poparcie od Kaczyńskiego to największy atut Kmity w partyjnych układankach.
Nie jest jednak tak, że prezes PiS osobiście się przywiązuje do kogoś w polityce, zwłaszcza partyjnego młodszego pokolenia. — Prezes nie jest przywiązany do Kmity. Jest przywiązany do swojej decyzji o namaszczeniu go. Jest też przywiązany do PiS i dlatego nie może zmienić decyzji o wskazaniu Kmity — tłumaczy jeden z polityków tej partii.
Rokosz w sejmiku
Przed Kmitą bronią się jednak buntownicy z sejmiku — nie akceptują go. Są wściekli także na Terleckiego, który ich — jak mówią ludzie z frakcji Beaty Szydło — publicznie ruga, gnoi i oskarża o zdradę. Terlecki robi to nawet na sesji sejmiku, nazywając jednego z buntowników "trollem".
Polityk PiS się śmieje: — Zasadniczo pokrzykiwanie na dorosłych ludzi nie działa. Na 10-latka jeszcze zadziała, ale nie na dorosłych. Ryszard powinien to wiedzieć.
Zwłaszcza obecny marszałek Witold Kozłowski jest na niego wściekły, bo "Pies" (to pseudonim Terleckiego jeszcze z czasów hippisowskiej młodości) chciał go wyciąć z list PiS, a ostatecznie zepchnął na niskie miejsce w kwietniowych wyborach. Kozłowski jednak mandat zdobył, a wrogość wobec Terleckiego pogłębił. Dziś z naszych nieoficjalnych rozmów wynika, że Kozłowski w rozmowach z ludźmi ze swojego otoczenia mówił, że prędzej przejdzie na drugą stronę, niż odda Kmicie Małopolskę. Kozłowski stoi na czele buntu w sejmiku i został już zawieszony w prawach członka PiS, razem z grupką buntowników. Rozmawia ponoć z KO i PSL o możliwościach przejścia na drugą stronę. Marzył o tym — przekonują nasi rozmówcy — aby pozostać marszałkiem i mieć dwóch swoich "wice" w pięcioosobowym zarządzie. Ale to wygląda na mrzonkę.
Ojciec prezydenta ma dość
Ba, prezes, Terlecki i Kmita jeszcze bardziej wkurzyli buntowników, którzy wystawili kandydaturę Ćwika, ale i ta kandydatura upadła w głosowaniu. Taką szarżą właściwie już przekreślili się jako ludzi PiS.
To jednak nie koniec, bo kolejnym buntownikiem okazał się Jan Tadeusz Duda, prywatnie ojciec prezydenta Dudy, a w polityce przewodniczący sejmiku. Dlaczego?
Po pierwsze, Kmita (za zgodą Kaczyńskiego) chciał wymusić na Dudzie seniorze, by nie zwoływał posiedzenia sejmiku aż do 10 lipca. Cel był jasny: skoro do 9 lipca sejmik powinien wyłonić zarząd, to konieczne będą ponowne wybory w regionie. Duda senior zignorował żądanie Nowogrodzkiej.
Po drugie, Kaczyński był wobec radnych PiS bardzo obcesowy. A na domiar perspektywa prywatna Dudy jest taka, że Kaczyński lekceważy i de facto gardzi synem profesora, więc ojciec też ma z prezesem swoje porachunki.
W odpowiedzi na bunt Kmita oczekiwał od seniora, aby sam podał się do dymisji i oddał mandat radnego. Oczywiście prof. Duda się nie ukorzył. Ludzie z obozu PiS obserwują telenowelę, załamują ręce i mówią, że to już szaleństwo.
Opozycja weźmie zarząd?
Bunt Dudy seniora może kosztować PiS władzę w Małopolsce. Ojciec prezydenta wyrzucił żądanie Kmity, które oznaczało ponowne wybory, do kosza. Dał tym samym szansę KO, Trzeciej Drodze i buntownikom na przejęcie władzy w województwie.
Kłopot w tym, że wojna trwa także w obozie KO, PSL i Polski 2050. Początkowo front ten wystawił na marszałka obecnego wojewodę Krzysztofa Klęczara (PSL), ale zabrakło mu jednego głosu z klubu KO. Klęczar był o to wściekły i zrobił koalicjantom awanturę, nie chce też już ponownie startować na marszałka.
Ale to nie koniec prób odbijania władzy w Małopolsce z rąk PiS. Z naszych rozmów z ludźmi, którzy są bardzo blisko sprawy, wynika, że alians KO, PSL i Polski 2050 pozyskać miał głosy dwóch osób z klubu PiS. Z ust naszych informatorów padają dwa nazwiska: Marta Malec-Lech i Jadwiga Wójtowicz. Pierwsza chciałaby w zamian utrzymać stanowisko w zarządzie województwa, a druga może utrzymać pracę w sanepidzie w Krakowie. To, czy faktycznie się złamały i przeszły na drugą stronę, okaże się na dniach.
Co ciekawe, Malec-Lech weszła do sejmiku jako kandydatka Suwerennej Polski, ale ziobrystom odbił ją Terlecki, a potem odbiła ją opozycja.
Ponoć w łonie koalicji KO i PSL trwa spór o to, jak podzielić stołki w zarządzie Małopolski. Grzegorz Małodobry z PO ma być kandydatem na marszałka. Na pomoc w rozwiązaniu sporu centrala Platformy ma przysłać zaprawionych w rozwiązywaniu takich targów polityków, w tym być może także Marcina Kierwińskiego, nowego posła do Parlamentu Europejskiego.
Byle do końca
Dla Jarosława Kaczyńskiego samorząd zawsze był rzeczą drugorzędną. Dla prezesa liczą się przede wszystkim władza centralna i partia. Forsując swojego kandydata i napotykając opór lokalnych radnych, prezes PiS walczy już nie o samego Kmitę, ale o własny autorytet i sterowność swojej partii.
Dlatego też wewnętrzni wrogowie Kmity mają plan na zakończenie wojny o Małopolskę. Chcieli, aby Kmita sam zrezygnował. To rozwiązałoby kłopot honoru Kaczyńskiego.
— Jeśli Kmita się sam nie wycofa, to PiS straci władzę w Małopolsce. Kaczyńskiemu bardzo trudno byłoby wycofać jego kandydaturę, bo to by było poddanie się, ale jeśli Kmita sam zrezygnuje, to będzie to dla prezesa honorowe wyjście — mówi jeden z polityków tego obozu.
Deadline na wybór marszałka upływa 9 lipca. Inaczej będą ponowne wybory w Małopolsce.
— Im szybciej ten serial się skończy, tym lepiej. Niezależnie od finału — mówi polityk PiS bliski centrali partii.