Odsetek wypalonych rodziców w 42 badanych krajach waha się pomiędzy 2 a 12 proc. w populacji. W Polsce jest 8 proc. wypalonych rodziców – z przewagą matek nad ojcami (syndrom dotyka ok. 9 proc. matek i 2 proc. ojców). Wcześniej słyszeliśmy raczej o zjawisku wypalenia zawodowego. O konsekwencjach długotrwałego stresu w roli zawodowej. Aktualnie mówimy o wypaleniu rodzicielskim wynikającym z przewlekłego stresu związanego z pełnieniem roli rodzicielskiej. Jego konsekwencje dotyczą naszego zdrowia fizycznego, psychicznego i społecznego.
Nie chce się wracać do domu
"Nigdy nie mówiłam mojej córce, że jest brzydka, ani że jest gruba albo głupia. Nie wiem, dlaczego nie wierzy w siebie i taką siłę daje temu, co mówią jej koleżanki. Ma ładne ciuchy, chodzimy do kosmetyczki, czasami pozwalam jej wybrać coś ekstra. Mówimy jej z mężem, że jest ładna i mądra. A ona skupia się na tym, że nie ma ładnych ust czy dobrze zarysowanych piersi. Przecież nie to jest najważniejsze w wieku 14 lat. Już nie mam siły zajmować się jej poczuciem wartości. Jestem wyczerpana. A ona jeszcze ma śmiałość mówić, że jej nie rozumiemy…".
"Dlaczego mój syn nic nie mówi? Nie spędza z nami czasu? Nie reaguje na nasze zaproszenia? Już sami nie wiemy, co mamy robić. Kiedy chcę go wyciągnąć na rower – odmawia. Jak proponuję mu wspólne pójście na siłownię – mówi, że to "słabe". Kiedy przychodzę do niego do pokoju, też nic nie mówi. Mój ojciec kiedyś nie patyczkowałby się ze mną tak, jak ja to robię z nim. Nie da się dotrzeć do tych młodych ludzi…".
"Nie poznaję samej siebie. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Chętnie zostaję w pracy. Kiedy pomyślę o domu, czuję skręt w żołądku. Jakiś ból i nagłą niemoc. Ostatnio zauważyłam, że jak tylko mogę, opóźniam powrót do domu – nawet kiedyś poszłam do kina na seans jakiegoś beznadziejnego filmu. Wyłączyłam się na chwilę, byłam sama. Tak bardzo chciałam, by wszyscy dali mi święty spokój".
Oto rodzice – odpowiedzialni, w kontakcie z rzeczywistością, którzy podejmują w życiu zawodowym niejednokrotnie bardzo poważne decyzje, często bardzo zorganizowani i punktualni, uprzejmi i życzliwi dla innych, godzą obowiązki zawodowe z domowymi, odrabiają z dziećmi lekcje i wożą je na tenis, hiszpański czy angielski, płacą za dodatkowe korepetycje, organizują domowe wspólne gry i zabawy, dbają o dobre relacje z innymi rodzicami…. Rodzice – nie urodzeni w roli rodziców, ale aktywnie uczący się jej. Mający swoje własne historie rodzinne w tle decyzji, by być najlepszymi rodzicami na świecie. By swojemu dziecku dać więcej, lepiej, inaczej, z większym zrozumieniem, z lepszym wsparciem, z wyposażeniem w lepsze możliwości. Kiedy w ich życiu pojawia się syndrom wypalenia rodzicielskiego – może być to informacja o zmianach w sferze życia społecznego, o wyczerpaniu się dotychczas działających mechanizmów lub ich już małej dostępności, o konieczności zmiany myślenia o naszych rolach w życiu i o oczekiwaniach związanych z tymi rolami.
Wypalenie rodzicielskie jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Pojawia się jako konsekwencja rozwoju silnego indywidualizmu i ograniczonego dostępu do wsparcia społecznego. Rodzice obecnie wychowujący dzieci mogą w mniejszym stopniu czerpać ze wsparcia pokoleń wcześniejszych – dziadkowie często nadal są aktywni zawodowo i nie zawsze utożsamiają swoją rolę z opieką nad wnukami. Coraz mniej jest rodzin mieszkających wieloma pokoleniami razem, a wzrasta liczba par albo osób samotnie wychowujących dzieci, bez wsparcia rodzinnego.
Dostępność wsparcia bezpośredniego, w postaci zajmowania się dziećmi, bądź pośredniego – jako możliwość porozmawiania, otrzymania szybkiej rady, odniesienia się z własną trudną sytuacją – staje się bardzo ograniczona. I poczucie odpowiedzialności za dziecko zaczyna być postrzegane tylko w kontekście tego, co robi lub czego nie robi rodzic.
W naszym kraju rolę rodzicielską wartościujemy bardzo wysoko. Rolę partnerską widzimy jako mniej istotną, bo "przecież partnera czy partnerkę można zmienić albo jak ta/ten nie jest dobra/-y, to znajdzie się kolejna/-y". Związek nie jest na wieczność. A dziecko jest na zawsze. Wobec roli rodzicielskiej jest wiele oczekiwań i wiele społecznych nacisków. Wiele prawd do wypełnienia i wiele sygnałów mówiących o tym, czy jesteśmy dobrymi rodzicami. Bo ważne jest, by dziecko było schludnie ubrane, nie płakało, uśmiechało się, zrobiło "kosi-kosi łapki", gdy przyjdzie ciocia i aby nie marudziło przy jedzeniu rosołu, który specjalnie dla niego ugotowała babcia. By szybko chodziło i mówiło, robiło do nocnika i szybko biegło do każdego członka rodziny, jak tylko się pojawi. By…
Zanim dziecko przyjdzie na świat, już jest względem niego wiele oczekiwań – nie tylko tych, często nieświadomych – rodzicielskich, ale też tych zanurzonych w klimacie społecznym.
Prosić o pomoc
W rodzinach, w których może występować syndrom wypalenia rodzicielskiego, istnieje duże prawdopodobieństwo braku przyzwolenia na proszenie o pomoc czy wsparcie. Sięganie po nie jest oznaką zdolności rozpoznawania swoich możliwości i otwartości na zapewnianie sobie tego, czego potrzebujemy. Zdolność proszenia o pomoc jest związana z odwagą, ale też z odpowiedzialnością. Z poczuciem, że mogę konstruktywnie wpływać na swoje życie. Tam, gdzie wsparcie lub pomoc są postrzegane jako przejawy słabości albo nieradzenia sobie, osoby w rolach rodzicielskich zaczynają działać w ograniczonym zestawie strategii. Często takich, które nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
Wypaleni rodzice rzadko sami pojawiają się w gabinecie psychologa czy psychoterapeuty. Najczęściej próbują po swojemu: na podstawie intuicji, rodzinnych wzorców, przegadanych z bliskimi strategii, podpowiedzianych w książkach czy podcastach sposobach, zasłyszanych "receptach". Najczęściej na podstawie tego, co nie uwzględnia ich specyficznego kontekstu, specyfiki rodziny, rodzica i dziecka.
Efektem tych prób bywają nieporozumienia, nieefektywne rozwiązania, "nietrafienia" wzmacniające coraz bardziej rodzicielską frustrację. "Bo przecież jako rodzic próbuję. Próbuję – i nic".
Wypalenie rodzicielskie przejawia się poprzez wyczerpanie emocjonalne – poczucie próbowania, podejmowania działań, angażowania się, ale bez konkretnych efektów. Rodzic przeżywa problemy dziecka, mocno przejmuje się opinią, jaką ma dziecko w szkole, angażuje się w zorganizowanie pomocy dziecku – ale nie zawsze to wszystko przyniesie oczekiwane i szybkie rezultaty. Wyczerpanie emocjonalne rodzica pogłębia się tym bardziej, im bardziej ma poczucie, że w całej sytuacji rodzinnej nic się nie zmienia. Więc się uczy, że robić coś i nie robić niczego daje takie same efekty. W poczuciu zmęczenia i frustracji łatwiej wówczas wybrać wycofanie.
Kolejnym przejawem wypalenia rodzicielskiego jest utrata przyjemności z bycia rodzicem. Zamiana radości na poczucie trudu. Jest to tym silniejsze, im mocniej w rodzinie pochodzenia rodzica panowały przejawy męczeństwa, ratownictwa, ofiarnictwa na rzecz innych, im częściej w opowieściach rodzinnych przewijały się wątki o krzyżu, który trzeba nieść, o losie, który został rodzinie przydzielony, o przeznaczeniu, z którym należy się pogodzić. Brak radości z pełnienia funkcji rodzicielskiej to też efekt braku sukcesów – takich małych sukcesów w relacji z dzieckiem (chodzi tu o kontakt) oraz braku sukcesu przeżywanego przez dziecko (bo dziecko jest albo ciągle niezadowolone, albo nie wie, czego chce). Ten brak przyjemności z bycia rodzicem bardzo często obserwowany jest u rodziców nastolatków zwróconych w swoją stronę, więc rzadko spełniających oczekiwania rodziców. I nie zawsze musi to świadczyć źle o samych nastolatkach.
Zarówno odczuwanie wyczerpania emocjonalnego, jak i brak przyjemności z bycia rodzicem powodują, że rodzic zaczyna się dystansować wobec dziecka. Coraz częściej jest mniej dostępny – poprzez intensyfikację zajęć zawodowych, z których może otrzymywać więcej wzmocnień pozytywnych w sposób bezpośredni. Staje się też mniej dostępny poprzez "bycie zajętym": "muszę posprzątać ogród", "wszystko na mojej głowie w tym domu", "ktoś musi zarabiać na tych wszystkich psychiatrów i psychologów".
Jednym ze sposobów dystansowania się wobec dziecka bywa przesuwanie aktywności dziecka do różnego typu instytucji: korepetycje, zajęcia pozalekcyjne, terapeuci, dziadkowie, opiekunki. Im bardziej dziecko ma życie zorganizowane w grafiku różnych zajęć, tym mniej jest wolnej przestrzeni na zagospodarowanie przez rodzica. Oczywiście są to wszystko procesy nieświadome, procesy ochrony siebie przed doznawaniem poczucia braku sprawstwa w swoim życiu i życiu dzieci.
"Zdałem sobie sprawę z tego, że w miarę tracenia we własnych oczach jako ojciec zacząłem biegać maratony. Coraz dłuższe, coraz bardziej wymagające regularnego treningu. Nakładałem na siebie coraz większe wymogi dyscypliny – spania, jedzenia, treningu, życia – w ogóle. A w tym czasie mój syn przechodził głęboką depresję – której nie rozumiałem, nie potrafiłem przyjąć, nie chciałem uznać, że naprawdę nic mu się nie chce".
Problemem wielu rodziców jest to, że wraz z pojawieniem się pierwszego dziecka na zawsze wchodzą w rolę rodzicielską. A opuszczają rolę partnerską. Niektórzy opuścili ją na chwilę, inni – na stałe. Brak współuczestnictwa we wspólnym wychowaniu dzieci jest efektem braku spełnienia w roli partnerskiej. Trudy porozumienia się w pełnieniu ról rodzicielskich mogą być nieświadomym odwzorowaniem braku relacji intymnej. Skupienie się na roli rodzicielskiej – też w pełnym porozumieniu i zrozumieniu obojga rodziców – blokuje możliwość wspierania siebie poprzez intymność, bliskość fizyczną, wzajemne dbanie o własną atrakcyjność. Niezaspokojeni w związku rodzice, przeżywający trudności w wypełnianiu roli rodzicielskiej, miewają problemy ze snem, problemy z regulacją swoich emocji, z ujawnianiem złości i agresji – nie czerpią wsparcia z bycia razem. Ocena wzajemnych kompetencji rodzicielskich i brak rodzicielskich sukcesów coraz bardziej ich od siebie oddalają.
Gdy się już pojawią w gabinecie psychologa, potrzebują uprawomocnienia swoich odczuć. Tego, że mogą czuć się złymi rodzicami, że mogą czuć bezradność, złościć się na własne dziecko, że to OK, kiedy są bezsilni i bezradni, że to OK, kiedy chcą sami czuć się szczęśliwi. Potrzebują miejsca na siebie – tacy, jacy są. Bez ocen, bez testów, bez opinii czy orzeczeń psychologicznych. Bez diagnoz i bez mądrych słów, które powinni znać, a nie zawsze rozumieją.
Syndrom wypalenia rodzicielskiego jest skutkiem wielopokoleniowego naznaczenia roli rodzica – szczególną siłą, odpowiedzialnością, ochroną. Żyjemy w czasach, kiedy do głosu dochodzą pokolenia następne i następne po tych naszych przodkach, którzy przeżyli wojny, utraty, zniszczenia tożsamości. Którzy, by chronić tych innych (dzieci), milczeli, zatrzymywali w sobie, odcinali autentyczne swoje przeżycia. To naturalne, że dziecko potrzebujące ochrony i opieki konfrontuje nas wszystkich z ochroną i opieką, jaką my sami dostawaliśmy i jaką dostawali nasi rodzice, nasi dziadkowie i nasi pradziadkowie.
Syndrom wypalenia rodzicielskiego dotyka rodziców aktualnie pełniących funkcje rodzicielskie. Czasami dotyka tak, że chcieliby na chwilę stać się nierodzicami. Patrząc na nasze "dzisiaj" z perspektywy historii pokoleń, możemy powiedzieć, że przeżycia te to odgłosy bólu przeżywanego w pokoleniach naszych rodziców wcześniej. Bólu odczuwanego i przeżywanego przez obecne pokolenie rodziców jako swoją niedoskonałość. A może to głos o uznanie realności nad doskonałością? Tej realności, która mówi, że wystarczająco dobry rodzic to ten dostępny, otwarty i zaangażowany. I na pewno autentyczny i realny, a nie idealny.