Najgorsze jest to, że niekompetencja, nieudolność, głupota, a czasem różne ciemne interesy są zawsze podlewane w MON, PGZ i u nas w polityce – obrzydliwym sosem bogoojczyźnianych frazesów" – pisał w e-mailu z marca 2019 r. Michał Dworczyk, opisując skandal z przetargiem na drony w MON za Macierewicza. To że hasła o Bogu, honorze i ojczyźnie w państwie PiS stanowią parawan, za którym kryją się podejrzane interesy, wiedzieliśmy od dawna.
Żołnierze wyklęci, duma narodowa, niepodległość – wszystko to gwarantowało spore i zwykle nierozliczane pieniądze. Ale kto miał je rozliczać, skoro zwierzchnik upolitycznionej prokuratury sam miał na swoim podwórku ustawiane konkursy z Funduszu Sprawiedliwości?
Wiedzieliśmy też, że pandemię władza PiS potraktowała jak dar od Boga, by obłowić się jeszcze bardziej. Specjalne covidowe fundusze, całkowicie poza kontrolą parlamentu, ustawowa amnestia dla urzędników rozgrzeszająca ich z góry z wszelkich decyzji podejmowanych w czasie pandemii – wszystko to musiało prowadzić do afer takich jak ta z respiratorami od handlarza bronią, sprowadzaniem środków ochrony bez certyfikatu czy wysyłaniem przez Orlen "tira maseczek do Watykanu". Wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie mógł być logiczną pokusą, by sięgać po więcej.
Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych lekką ręką przelewała grube miliony biznesmenowi, którego sklep z patriotycznymi koszulkami odwiedzali ochoczo i prezydent Duda, i premier Morawiecki
CBA śledziło też poczynania innego beneficjenta umów z RARS. Według Onetu Dominik Basior, właściciel agencji eventowej, która m.in. robiła kampanię dla premiera Morawieckiego, dostał 92 mln zł na zakup generatorów. Tyle że zakupione maszyny nie dotarły do Ukrainy. Bardziej były potrzebne w Polsce, bo trwała akurat kampania wyborcza, więc obdarowanie strażaków taką górą pożytecznych agregatów mogło pomóc PiS. Są tylko dwa problemy: pieniądze na generatory dla Ukrainy dała Unia Europejska, która nie odpuści. No i PKW może uznać, że sprzęt za 92 mln zł mógł stanowić nielegalny dopalacz w kampanii wyborczej.
Trzeba przyznać, że wyborcze hasło PiS "Wystarczy nie kraść", było wyjątkowo perfidne.