Newsweek  >  Polska "Przyznaję się do współuczestnictwa w tym obrzydlistwie". Wspomnienia z seminarium

"Przyznaję się do współuczestnictwa w tym obrzydlistwie". Wspomnienia z seminarium

7 min czytania
Zdjęcie ilustracyjne
Wersja audio dostępna tylko w subskrypcji Onet Premium.
Kup subskrypcję lub i korzystaj bez ograniczeń.
00:00 /  00:00

Jeden z księży swobodnym tonem, jakby opowiadał dobry dowcip, podzielił się z bracią kapłańską tym, z czego spowiadają się u niego parafianie. Nie omieszkał dokładnie opisywać co pikantniejszych szczegółów. A księża, jakby nic złego się nie działo, zaśmiewali się z jego anegdotek i chamsko żartowali z wiernych — pisze Robert Samborski w książce "Kościoła nie ma. Wspomnienia po seminarium"

Czas przetrzymania był dla mnie okazją do zaobserwowania, że Kościół ma też bardzo wiele innych problemów wewnętrznych, a głośne w ostatnich latach skandale seksualne są tylko wierzchołkiem góry lodowej, której prawdziwych rozmiarów nie podejmuję się oceniać. Niech za przykład służy następująca obserwacja: dwa razy w roku w parafii zakonnej, przy której funkcjonowałem jako diakon na przetrzymaniu, miał miejsce odpust: raz z okazji dnia patrona kościoła, św. Jana Chrzciciela, a drugi raz z okazji Wniebowzięcia NMP 15 sierpnia. Dwa razy więc w roku byłem świadkiem epickiego przedstawienia, które zasługiwałoby na wnikliwą analizę socjologiczną.

Na mszę odpustową zawsze przybywał dziekan jeleniogórski, ks. Bogdan Ż., którego czytelnicy mojej pierwszej książki poznali jako ojca duchownego seminarium. Jego straszno-zabawne ekscesy opisałem w rozdziale poświęconym pierwszemu rokowi w seminarium. Księża zakonni niemal zmiatali pył spod jego stóp, tak się przymilali, tak się uniżali, że aż wstrętnie było na to patrzeć. W trakcie mszy odpustowej, przez cały czas jej trwania, także w czasie konsekracji, napływali do kościoła wciąż nowi księża: proboszczowie i wikarzy z okolicznych parafii. Leźli do ołtarza środkiem kościoła, głośno rozmawiając i plotkując między sobą nawet w czasie ukazywania hostii. Sama msza stanowiła mniej niż połowę czasu całej uroczystości. Po komunii na ambonę wychodził proboszcz, który następnie przez prawie godzinę dziękował wszystkim księżom. Były kwiaty dla dziekana, oklaski jak w teatrze, coraz to nowe podziękowania dla tego czy tamtego kanonika lub prałata, podziękowania nie wiem za co, bo jedyne, co ten kanonik czy tamten prałat zrobił, to wtarabanił się w komży i stule w połowie albo pod koniec mszy do kościoła.

Źródło: Krytyka Polityczna
kościół w Polsce kościół seminarium biskupi księża seminarium duchowne seminaria NewsweekPPO

Zobacz także

Przeczytaj także

Podcasty

 

Więcej