Krwawa historia "kamienicy Banasia" zaczęła się 65 lat przed tym, jak prezes NIK dostał ją od byłego żołnierza AK. Zaczęła się wcale nie przy ulicy Krasickiego 24 na krakowskim Podgórzu, ale we wsi Wróblowice. Teraz to włączone do miasta osiedle jednorodzinnych domków, ale przed wojną była to podkrakowska wieś. Tam w 1934 r. urodził się Piotr Hyszko, nazywany w niektórych źródłach Bestią. Gdyby tylko nie był tak niecierpliwy i zechciał się ożenić, to prawdopodobnie "kamienica Banasia" wpadłaby w jego ręce...
Bestialskie morderstwa w rodzinnej wsi
Rodzina Hyszków należała do tych biedniejszych i już przed wojną z trudem wiązała koniec z końcem. Po wybuchu II wojny światowej było jeszcze gorzej, zwłaszcza że za ukrywanie żydowskiej rodziny ojciec Piotra, Stanisław, trafił do obozu w Płaszowie, gdzie zginął. Niektóre źródła mówią, że na oczach swojej żony i syna Piotra. Rodzina przyszła podać mu coś do jedzenia, a wtedy Niemcy nagle otworzyli ogień do więźniów. Matka Piotra została sama z czwórką dzieci.
Problemy sprawiał zwłaszcza Piotr. W 1951 r. doszło do rodzinnej tragedii: najmłodsza z córek, Irena, w noc sylwestrową została zamordowana i zgwałcona. Jej ciało znaleziono w przydrożnych krzakach. Miała kilkanaście lat. Jednym z głównych podejrzanych był jej 17-letni wówczas brat Piotr. Jednak jego druga siostra zapewniła Hyszce alibi, które sprawiło, że sprawa utknęła, a sprawcy nigdy nie odnaleziono.
Piotr Hyszko trafił pierwszy raz do więzienia zaledwie półtora roku później za kradzież. Ukradł sąsiadowi partię filcu, za co trafił za kraty na rok. Zaraz po wyjściu z więzienia trafił do niego ponownie na 9 miesięcy za kolejną kradzież. Po opuszczeniu więziennych murów wrócił do domu, ale długo się wolnością nie nacieszył. Tym razem ukradł sąsiadom kury – i znowu trafił do więzienia, tym razem na półtora roku.
Wyszedł w 1958 r., ale postanowił się zemścić: wrócił do gospodarstwa państwa Ch., którzy zgłosili kradzież kur na milicję, i zabił oboje. Kiedy milicja trafiła na jego ślad, wciąż miał przy sobie zakrwawiony nóż, na którym odnaleziono przyklejone siwe włosy pasujące do koloru włosów zamordowanego pana Ch. Zwłoki mężczyzny znaleziono przysypane gnojem w oborze, kobieta miała poderżnięte gardło. W dodatku Hyszko zabrał z ich gospodarstwa dwie krowy, które znaleziono u niego. Sąd nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego i skazał go na dożywocie. Ale w 1969 r. karę zmieniono na 25 lat więzienia. Potem ponownie ją skrócono i Piotr Hyszko wyszedł na wolność w 1978 r.
Przeprowadzka do Krakowa
Na chwilę po odsiadce wrócił do rodzinnych Wróblowic, ale po pierwsze, ludzie pamiętali tam o jego zbrodni, a po drugie, Wróblowice 5 lat wcześniej przestały być podkrakowską wsią i zostały włączone do miasta. Zaczął zmieniać się charakter miasteczka. W dodatku Hyszko dostał przydział mieszkaniowy w samym Krakowie i chętnie się tam przeniósł. Przydział opiewał na lokal numer 3 w kamienicy przy ulicy Krasickiego 24.
Przed wojną kamienica należała do krakowskich kupców, rodziny Franciszka i Marii Stachowskich, którzy poza kamienicą czynszową prowadzili także sklep obuwniczy i drugi – żelazny. Mieli troje dzieci: Henryka, Helenę i Herminę (niektóre źródła podają imię Hermiona). Po wojnie – jak wszyscy właściciele kamienic – dostali od władzy komunistycznej prawo do zajęcia jednego lokalu, numer 1. Henryk nie zabawił w lokalu długo, bo tylko do początku lat 50. Był AK-owcem, członkiem Kedywu, po wojnie siedział w SB-ckim więzieniu i nieustannie interesowały się nim komunistyczne służby.
Początkowo lokal zajmowała Hermina z rodzicami, bo Helena wyszła za mąż za robotnika z Podkarpacia. To zresztą był powód jej konfliktu z bratem, bo ten uznał małżeństwo siostry za mezalians i nie chciał mieć nic wspólnego z "chamstwem z Rzeszowa" (takie sformułowanie widnieje w jego zeznaniach). Kamienica przez lata popadała w ruinę, bo komunistyczne władze nie przykładały się do opieki nad własnością odebraną dawnym burżujom.
Hyszko widziany był w tych miejscach, jak ciągnął swój dwukołowy wózek na złom, na którym na pewno zmieściłoby się poćwiartowane ciało 11-latki. Jednak mimo wielu prób milicjantów Helena Wieszczek nigdy nie zmieniła zeznań i mordercy Urszuli Seweryn nigdy nie odnaleziono
Kiedy pod koniec lat 70. w kamienicy pojawił się Piotr Hyszko, już miała ona najlepsze czasy dawno za sobą, ale Hyszko zrobił z niej rozpadającą się melinę. Natychmiast wpadł w oko starszej od siebie Helenie Wieszczek, z domu Stachowskiej, która po rozwodzie z mężem zamieszkała w niegdyś rodzinnej kamienicy, w lokalu ze swoją siostrą Herminą. Hyszko zastraszył sąsiadów, urządzał ciągłe libacje i sprowadzał do kamienicy "podejrzany element". Regularnie po pijanemu groził sąsiadom wymachując siekierą i krzycząc, że "odrąbie im wszystkim łby".
Kto zabił Ulę Seweryn?
W 1981 r. Piotr Hyszko znowu znajduje się w kręgu podejrzeń krakowskiej milicji. 9 listopada znika, wracając ze szkoły, jego siostrzenica Urszula. Ula miała tylko 11 lat. Koleżanki ze szkoły widziały, jak wsiada do autobusu, ale nie dotarła do Wróblowic. Jedna z koleżanek Uli mówi, że do autobusu za dziewczynką wsiadał mężczyzna, który bardzo uważnie się jej przyglądał. Milicjanci sprawdzają rodzinę zaginionej Uli Seweryn i odkrywają, że bratem jej matki jest właśnie Piotr Hyszko, który był przed laty podejrzanym w sprawie morderstwa i gwałtu swojej drugiej siostry, a za inną zbrodnię przesiedział 20 lat. Milicjanci pokazują zdjęcia Hyszki koleżankom Uli i te potwierdzają, że to właśnie on kręcił się przy autobusie, do którego wsiadła Urszula. Na fotografiach z akt sprawy widać czerdziestoparolatka z wąsami, jakie w latach 80. nosiło wielu Polaków.
Milicja jedzie na Krasickiego 24 sprawdzić alibi Hyszki. Piotr zaprzecza, żeby miał jakikolwiek kontakt z siostrzenicą. Jednak pies tropiący, któremu dano do powąchania chustę należącą do zaginionej, prowadzi prosto do kamienicy na Krasickiego i do mieszkania Hyszki. Piotr Hyszko i tym razem dostaje alibi: jego partnerka Helena Wieszczek twierdzi, że byli razem przez cały dzień.
Części ciała Uli odnajdują się w różnych miejscach Krakowa: głowa w stawie na Salwatorze, w Wiśle – noga. Jak twierdzili świadkowie, Hyszko widziany był w tych miejscach, jak ciągnął swój dwukołowy wózek na złom, na którym na pewno zmieściłoby się poćwiartowane ciało 11-latki. Jednak mimo wielu prób milicjantów Helena Wieszczek nigdy nie zmieniła zeznań i mordercy Urszuli Seweryn nigdy nie odnaleziono.
Cel: przejąć kamienicę
Mniej więcej w tym samym czasie Piotr Hyszko zapisał się do Solidarności. Dlaczego? Nie wiadomo. Został internowany, jak twierdził, za działalność wywrotową, ale trudno jej się dopatrzyć w jego życiorysie. Nieoficjalnie w Krakowie plotkowano, że milicjanci poprosili SB o internowanie Hyszki, bo mieli nadzieję, że przyzna się współosadzonym do zamordowania Uli Seweryn. Ale siedzący razem z nim polityczni do końca nie mają pojęcia, że to skazany morderca i podejrzany o pedofilię przestępca.
W połowie lat 80. Henryk Stachowski, do którego dotarło, co dzieje się w niegdyś należącej do niego kamienic, chciał rozmówić się z konkubentem siostry i poszedł na Krasickiego. Po drodze miał spotkać – jak opowiadał – swojego znajomego, karatekę, niejakiego Mariana Banasia. Zabrał go ze sobą w charakterze ochroniarza. Z interwencji niewiele wyszło, bo Hyszko zwyczajnie nikogo się nie bał i jedynie wymachiwał siekierą, a w dodatku stanęła za nim Helena, najwyraźniej będąca wciąż pod urokiem konkubenta. Od tej chwili Henryk Stachowski zerwał wszelkie kontakty z siostrą. I o to chyba Hyszce chodziło. Już wcześniej doprowadził do umieszczenia Herminy w domu opieki i Helena została zupełnie sama. Hyszko rok po roku izolował partnerkę od świata. Helena naciskała na ślub, ale Hyszko nie zamierzał się oficjalnie wiązać z coraz starszą i coraz bardziej niedołężną konkubiną.
Zwłaszcza że w kamienicy pojawia się nowa lokatorka. Mirka jest o 30 lat młodsza od Heleny, a Piotr Hyszko lubi atrakcyjne i młode kobiety. I tak Piotr w jednej kamienicy ma teraz dwie partnerki. Piotr tak bardzo uzależnił od siebie Helenę, że ta prawie przestała opuszczać swoje mieszkanie pod numerem jeden. Był tak sprawnym manipulantem, a być może potrafił tak bardzo zastraszyć swoje partnerki, że Mirosława gotowała nawet posiłki dla Heleny trzy razy dziennie przez prawie 10 lat!
Piotr ma teraz jeden cel – chce przejąć kamienicę. Wierzy, że jeśli Helena da mu odpowiednie pełnomocnictwa i przepisze na niego nieruchomość, to uda mu się ją odzyskać od komunistycznych władz. Po 1989 r. miał pewność, że plan wypali i w 1992 r. dostał w końcu od Heleny upragnione pełnomocnictwa. Być może uzyskał je przemocą, bo Hyszko zaczyna się nad partnerką także znęcać – wiąże ją i bije.
Przez lata jedynymi osobami, które miały kontakt z zamkniętą w domu Heleną, byli pracownicy Pogotowia Ratunkowego. To także oni byli ostatnimi osobami, które widziały Helenę żywą. W marcu 1995 r. Piotr wzywa do Heleny karetkę. Kobieta wyraźnie została pobita, ale wciąż odmawia zgody na przeniesienie do szpitala. Lekarze próbują przekonać ją, że bez specjalistycznej opieki, w tym stanie, nie pożyje długo, ale kobieta nie godzi się na umieszczenie jej w szpitalu. Od wiosny 1995 r. nie widzi jej nikt więcej.
Gdzie zniknęło ciało Heleny Wieszczki?
Dopiero dwa lata później, po jednej z imprez w kamienicy, kompletnie pijana Mirka postanawia rozmówić się z rywalką i w towarzystwie sąsiada włamuje się do mieszkania pod numerem jeden przez okno. Chce, żeby Helena przestała wiązać do siebie Piotra, który nieustannie nosi jej jedzenie i opiekuje się bardzo już wiekową i niedołężną partnerką. W mieszkaniu jest ciemno, ale od razu widać, że jest kompletnie puste: podłoga jest zerwana, wszystkie sprzęty zniknęły. Piotr zastaje Mirkę w mieszkaniu Heleny i grozi jej śmiercią, a Mirosława biegnie prosto na policję i oskarża kochanka o zamordowanie Heleny Wieszczki. Zeznaje także, że przez lata była ofiarą przemocy z jego strony.
Policja zwija Piotra Hyszkę natychmiast i to właściwie wszystko, co może zrobić, bo w ogołoconym mieszkaniu nie ma śladu po Helenie. Nie ma krwi ani innych oznak, że doszło do zbrodni. Hyszko twierdzi, że jego partnerka wyjechała do rodziny byłego męża na Podkarpacie. Sąsiedzi nie są w stanie sobie przypomnieć, kiedy widzieli ją po raz ostatni, listonosz przestał odwiedzać Helenę latem 1995 r., bo ZUS przestał przysyłać jej emeryturę. Listonosz mówi jednak, że mniej więcej w połowie 1995 r. Helena przestała ją odbierać osobiście, a w mieszkaniu był zawsze tylko Hyszko.
Policjanci poszukiwali ciała Heleny wszędzie. Użyli georadaru, dokonali ekshumacji w grobie rodzinnym Stachowskich i przerzucili węgiel w piwnicy przy Krasickiego 24. Ta piwnica to było królestwo Hyszki – to tam w piecu przetapiał zwieziony z miasta złom. Policjanci dokonali oględzin pieca i przewodów kominowych, żeby znaleźć najmniejszy chociaż trop, co mogło stać się z Heleną. Nie znaleźli niczego, chociaż podejrzewali, że późną wiosną albo latem 1995 r. Piotr Hyszko zamordował swoją wieloletnią partnerkę Helenę Wieszczkę, poćwiartował jej ciało i spalił w piecu. Sąsiedzi zeznawali bowiem, że w tym okresie z komina kamienicy przy Krasickiego 24 wydobywał się wyjątkowo tłusty, czarny, duszący dym.
Proces był poszlakowy i miał się rozpocząć 13 stycznia 1999 r. Piotr Hyszko miał wtedy zaledwie 65 lat, jednak ze względu na bardzo zły stan zdrowia sąd zezwolił mu na odpowiadanie z wolnej stopy. Ale Hyszko nie pojawił się w sądzie. Policja postanowiła go doprowadzić do budynku sądu, ale kiedy funkcjonariusze dojechali na Krasickiego 24, znaleźli tam zwłoki Piotra Hyszki. Zmarł z powodu choroby neurologicznej. O ironio, Hyszko przez lata próbował pozbyć się lokatorów i w końcu dopiął swego. Kamienica była już wówczas w tak strasznym stanie, że poza Hyszką nikt w niej nie mieszkał. Nikt nie mógł więc wezwać karetki, kiedy ten umierał.
Epilog
Dosłownie kilka miesięcy przed procesem Henryk Stachowski złożył w sądzie wniosek o uznanie siostry za zmarłą. W styczniu 2000 r. sąd przychylił się do jego wniosku, a pół roku później Stachowski jako jedyny spadkobierca przejął zdewastowaną kamienicę przy Krasickiego 24. W 2001 r. przekazał ją, w zamian za dożywotnią opiekę, swojemu przyjacielowi z Solidarności, wspomnianemu karatece Marianowi Banasiowi. Temu samemu, który 15 lat wcześniej próbował bezskutecznie przestraszyć Piotra Hyszkę. Henryk Stachowski zmarł w 2007 roku. Banaś wynajął kamienicę braciom K., podejrzewanym m.in. o pranie brudnych pieniędzy i wymuszenia, którzy przy Krasickiego 24 urządzili pensjonat z pokojami na godziny. W 2019 r. "Superwizjer" TVN nakręcił o tym reportaż, który stał się powodem kłopotów wizerunkowych Mariana Banasia, wówczas świeżo wybranego prezesa NIK. Ale to już zupełnie inna historia.
Po pięciu latach od tamtego materiału w kamienicy na krakowskim Podgórzu wszystkie drzwi są zamknięte, na drzwiach nie ma żadnej tabliczki, a pod adresem Krasickiego 24 nie jest zarejestrowana żadna działalność.
Przy pisaniu tekstu korzystałam z podcastu "Artykuł 148" i artykułu w "Detektywie" nr 9/2023.
Wszystkie teksty z "Magazynu Kryminalnego Newsweeka" możesz przeczytać TUTAJ.