Dla Joego Bidena wycofanie się z wyborów prezydenckich stanowiłoby największą życiową klęskę. Tylko czy blisko 82-letni jest zdolny do startu w wyborach?
Wersja audio dostępna tylko w subskrypcji Onet Premium.
Prezydent był przeziębiony. Przed debatą odwiedził Europę i wielokrotnie zmieniał strefy czasowe. Miał gorszy dzień. Zawinili doradcy szykujący go do pojedynku. Skupili się na defensywie, zamiast planować skuteczne ataki. Najbliżsi zaręczają, że Biden jest w świetnej formie. Potknął się, ale wstał i walczy dalej. Jeśli nie on, to faszyzm. Właściwie nic się nie stało. Obama też poległ w pierwszym starciu z Romneyem, a potem ruszył jak burza. Machina odwracania kota ogonem pracuje pełną parą. Lecz prominentni demokraci po cichu mówią co innego.
Prezydent USA Joe BidenFoto: REUTERS/Kevin Lamarque / Reuters
Konkluzja: stawianie przyszłości kraju na tak słabą kartę dowodziłoby skrajnej nieodpowiedzialności. — Nie brak demokratycznych polityków lepiej przygotowanych, bardziej energicznych i kompetentnych, korzystniej kontrastujących z Trumpem – twierdzi dziennik.
O jakich polityków chodzi? Tu zaczyna się problem. Z urzędu następstwo przysługuje 59-letniej wiceprezydentce Kamali Harris. Niestety na pokonanie Trumpa ma ona jeszcze mniejsze szanse niż szef. Dorównuje mu niepopularnością ze wskaźnikami akceptacji rzędu 37-39 proc. i negatywnymi notowaniami u ponad połowy elektoratu. Ale w sondażach typu "co by było, gdyby" republikanin bije ją z przewagą aż 7 pkt proc., podczas gdy Bidena wyprzedza o 1-2 pkt proc. Zaledwie jedna trzecia obywateli sądzi, że Harris wygrałaby wybory. Dlaczego? Bo jest czarną kobietą.
W trzeciej dekadzie XXI w. kolor skóry i płeć wciąż stanowią dla Amerykanów wyznacznik kwalifikacji. Komentatorzy Fox News puszczają oko do publiki, wymawiając hinduskie imię Kamala z ironią bądź przekręcając na "Kamela" ("wielbłądzica"). Zarzucają jej propagowanie krytycznej teorii rasy, interpretowanej jako nieuzasadnione przywileje dla czarnych nierobów za pieniądze ciężko pracujących białych i równoczesne spychanie tych drugich na kulturowy margines. Wprowadzanie formułek amerykańskiej poprawności politycznej do języka polskiego przynosi często pokraczne rezultaty, jednak w USA, gdzie zostały wymyślone, choć nadzwyczajnych efektów nie dały, mają przynajmniej głębokie uzasadnienie społeczne i historyczne.
Joe BidenFoto: Reuters
Według sondażu sieci CBS przeprowadzonego zaraz po debacie, 73 proc. Amerykanów uważa, że Biden nie nadaje się na prezydenta
Przed Harris po prawicy prezydenta nie zasiadała ani jedna kobieta. Panie stanowią 29 proc. Izby Reprezentantów oraz 25 proc. Senatu i jest to rekord. Od 1789 r. przez obie izby przeszło ponad 12 tys. mężczyzn i 436 kobiet. Stany Zjednoczone zajmują pod względem liczby parlamentarzystek 78. miejsce za Afganistanem, Turkmenistanem, Kazachstanem. Co gorsza, Biden przydzielił zastępczyni najbardziej niewdzięczne poletko – imigrację. To polityczna kwadratura koła. Aby wstrzymać falę cudzoziemców szturmujących zieloną granicę, Harris musiałaby użyć metod niestrawnych dla lewego skrzydła partii. A nie używając tych metod, zawiodła oczekiwania.
Inne obowiązki Harris polegały na sądowym znoszeniu restrykcji, które utrudniają głosowanie kolorowym mniejszościom. A ponadto narzuceniu stanom jednolitych przepisów wyborczych ustawą, która od początku nie miała szans na przyjęcie przez Kongres. "Politico" pisało, że zamiast zlecać zastępczyni zadania pozwalające wykazać inicjatywę i skuteczność, szef wręcza jej odbezpieczone granaty. Satyryczny magazyn "Onion" zamieścił tekst "Prezydent kazał Kamali siedzieć przy komputerze, bo może przyjść e-mail". Biały Dom przez blisko cztery lata trzymał wiceprezydentkę na bocznym torze. Trudno wykorzystać ją teraz jako lokomotywę całej kampanii wyborczej.
Kamala Harris nie radzi sobie z mediami
Harris nigdy nie musiała zdobywać przychylności elektoratu zwanego umiarkowanym, lecz de facto centroprawicowego. Fotel w Senacie USA powierzyli jej mieszkańcy ultraliberalnej Kalifornii. Zwycięstwo zapewniały tam głosy demokratów, więc nie nauczyła się umizgiwać do wyborców środka. A kampania prezydencka nie jest dobrą okazją, by nabywać tę umiejętność. Robotnik z Pasa Rdzy, o którego toczą się zmagania, słusznie czy nie, przypisuje jej poglądy radykalnie lewicowe. Kamala potrafi nawiązać kontakt z wykształconymi kobietami, zbierać fundusze podczas hollywoodzkich bankietów. Wiece w fabrykach to nie jej bajka.
Kiepsko radzi sobie nawet z dziennikarzami. Gdy prezenter NBC Lester Holt spytał, czemu nie jedzie zweryfikować sytuacji na granicy, odparła: "Byliśmy na granicy. Cała ta burza... Byliśmy na granicy. Byliśmy na granicy". "Nie była pani" – cisnął Holt. "W Europie też nie byłam! Ha, ha, ha!".
Od tego czasu unikała konferencji prasowych, a obszerniejszych wypowiedzi udzielała jedynie osobom zaprzyjaźnionym, jak celebrytki prowadzące talk-show "The View". Co oznacza, że nie nabyła również doświadczenia medialnego.
Jako 29-letnia szeregowa pracownica prokuratury została kochanką 60-letniego, żonatego Williego Browna – przewodniczącego Zgromadzenia Stanowego. Opiekun załatwił jej dwie lukratywne posady w administracji przynoszące 100 tys. dol. rocznie za 28 godzin pracy (jedna narada co dwa tygodnie). Prawica wykorzystuje zatem przeciw Harris swój ulubiony schemat dyskredytowania polityczek: poderwała wpływowego faceta i jemu wszystko zawdzięcza. Pierwsze w życiu wybory – na prokuratora okręgowego San Francisco – rzeczywiście wygrała dzięki układom Browna. Na stanowisko prokuratorki generalnej Kalifornii ciężko pracowała, choć nie obyło się bez zgrzytów.
Wprowadziła grzywny dla rodziców, którzy zaniedbują wykształcenie dzieci. Zaś Amerykanie – niezależnie od przekonań politycznych – nie lubią, kiedy władza próbuje im narzucać jedynie słuszny model edukacji. W Senacie USA zasiadała raptem dwie trzecie kadencji. Zabiegając o prezydencką nominację demokratów, osiągnęła w rodzinnym stanie notowania słabsze niż nowojorczyk Andrew Yang. Ktoś pamięta tego pana? Niechęć elektoratu kładła na karb rasizmu i męskiego szowinizmu. Miała trochę racji, ale skoro weszło się do gry, zamiast narzekać na uprzedzenia, trzeba je przełamywać.
Tuż za Harris w kolejce do prezydentury stoi gubernator Kalifornii Gavin Newsom. Ma 56 lat. Jest przystojny, wygadany, błyskotliwy. Rozniósłby Trumpa na strzępy w każdej debacie. Co zresztą udowodnił zaraz po występie Bidena, punktując na antenie CNN kłamstwa jego oponenta. Jako wicegubernator prowadził autorski program telewizyjny, przepytując znanych mieszkańców stanu. Wymyślił formułę "magazynu politycznego bez polityków", bo – jak tłumaczył – zamykanie się w światku kolegów po fachu i komentatorów "ogranicza przepływ świeżych idei". Dla zmęczonych nieustającą walką na kły i pazury obywateli brzmi to bardzo sensownie.
Nim sam został politykiem, odnosił sukcesy biznesowe. Zaczynał od zera, zarobił ponad 20 mln dol., produkując wina, inwestując w pięć restauracji, otwierając dwa luksusowe butiki. Pierwszą funkcję piastował z nadania – burmistrz San Francisco mianował go członkiem rady miejskiej. Newsom, choć demokrata, bronił interesów firm, próbował ograniczać biurokrację, z którą się wcześniej zmagał. Przeforsował inicjatywę Care Not Cash – bezdomni dostali zakwaterowanie, wyżywienie i darmowy odwyk zamiast gotówki, którą wydawali na alkohol lub narkotyki.
Następny prezydent będzie z Kalifornii?
Wkrótce zawalczył o burmistrzostwo. Przy kampanii pomagali mu Bill Clinton, Al Gore, spadkobierca Martina Luthera Kinga – Jesse Jackson. Ogólnokrajową sławę zyskał w 2004 r., kiedy kazał urzędnikom, wbrew przepisom stanowym, udzielać ślubu gejom i lesbijkom. Przyłączył się do strajku pracowników hoteli. Jako wicegubernator próbował znieść karę śmierci, ale propozycja przepadła w referendum. Zdołał natomiast zalegalizować marihuanę.
Stery przejął pięć lat temu i zawiesił dekretem wykonywanie egzekucji. Zreformował policję. Nieźle radził sobie z pandemią. Awansował na gwiazdora Partii Demokratycznej. Odpowiednich sondaży jeszcze nie przeprowadzono, ale można przypuszczać, że miałby większe szanse pokonać Trumpa niż Harris. Wskazuje na to choćby fakt, że eksprezydent zdążył mu nadać obelżywy przydomek "Newscum"o dość szerokim spektrum znaczeniowym, bo scum to m.in. szumowina, męt, degenerat, śmieć, bydlę tudzież sperma.
Poza Newsomem eksperci najczęściej wymieniają gubernatorów: Illinois – J.B. Pritzkera, Kolorado – Jareda Polisa, kluczowej dla wyniku listopadowego głosowania Pensylwanii – Josha Shapiro i Michigan – Gretchen Whitmer. Jedynie nazwisko tej ostatniej mówi coś elektoratowi krajowemu. A to wskutek zajadłych ataków Trumpa, który podczas pandemii krytykował ją za wprowadzenie zbyt ostrych restrykcji sanitarnych. W rezultacie zwolennicy ówczesnego prezydenta najpierw protestowali z karabinami maszynowymi przed siedzibą władz stanowych, później zawiązali spisek, by porwać gubernatorkę, udaremniony przez FBI.
Spośród wielu niewiadomych da się chyba wykluczyć jedną: otwarty bunt partii przeciw liderowi. Zarówno działacze, jak i publicyści uważają, że Biden powinien sam ustąpić i formalnie namaścić sukcesora. Niestety, starsi panowie, którym zdaje się, że wciąż są młodzieniaszkami, to reguła, a nie wyjątek. Co więcej, każdy prezydent USA żyje w bańce, otoczony pochlebcami, dopieszczany, chroniony, izolowany. Biden szczególnie. Najbardziej szokujący obrazek debaty zobaczyliśmy po jej zakończeniu, gdy pierwsza dama ostrożnie sprowadzała zdezorientowanego, powłóczącego nogami męża z groźnego wzniesienia, jakim zdawało się podium.
W dziejach świata nie było dworzanina, który pierwszy krzyknąłby, że król jest nagi. Do rezygnacji muszą przekonać lokatora Białego Domu polityczni kamraci: Clintonowie, Obamowie, eksszefowa Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, przywódcy demokratów na Kapitolu: Hakeem Jeffries i Chuck Schumer. Plus rodzina. A ta – według nieoficjalnych doniesień – zachęca, by wytrwał. Motywy żony i dzieci prezydenta z pewnością są mniej makiawelistyczne, niż chciałyby prawicowe media. Hunterowi zarzucają, że liczy na ułaskawienie i nadal pragnie wykorzystywać nazwisko ojca przy ubijaniu mętnych interesów. Pierwszą damę oskarżają o próżność. A może to po prostu miłość, nieprzejednani koledzy z Fox News, która: raz – zaślepia, dwa – nie pozwala krzywdzić ukochanej osoby. Dla Bidena rzucenie ręcznika na ring u szczytu kariery stanowiłoby przecież największą życiową klęskę.